Orłów dawniej Schoenanger
Napisał: Szczepan Komoński   
niedziela, 17 czerwca 2007
W północno- zachodniej części dawnego powiatu mieleckiego na lewym brzegu Wisłoki przy drodze prowadzącej z Mielca do Borowej leży wieś Orłów. Cały  obszar wsi to równina o rzeźbie jednolitej, płaskiej, rozciągającej się na wysokości 156,0 – 160,8 m n.p.m., gdzie deniwelacje nie przekraczają 3,2 m. Wieś ma zwartą budowę wzdłuż głównej drogi. Od wschodu wioskę otacza wał wisłoczany oraz kępa, w której można spotkać okazałe wierzby i topole. Za rzeką na wysokości Orłowa leży wieś Chrząstów. Na zachodzie pola uprawne oddzielają wioskę od Czermina część wsi, zwanej dawniej Hohenbachem. Od południa osada graniczy z Wolą Pławską, a od północy z Pławem. Obecnie nazwa wsi nadana została w 1945 r. i pochodzi od godła polskiego. Wieś wchodzi w skład gminy Borowa i zajmuje obszar 3,55 km2, na którym mieszka 234 osoby.
Najstarsze dzieje wsi łączą się z akcją kolonizacyjną podjętą przez Józefa II, który po śmierci swojej matki Marii Teresy rozpoczął na wielką skalę kolonizację Galicji. Początki dzisiejszego Orłowa sięgają 1783 r., kiedy to w Pławie w dobrach królewskich osiedlili się pierwsi koloniści niemieccy. Z roku 1786 pochodzi wiadomość, iż osadnicy w liczbie 44 rodzin objęli 474 morgi ziemi w Pławie. Według zachowanych przekazów ustnych koloniści sprowadzeni zostali z Bawarii, Szwabii i Lotaryngii. Byli to przeważnie młodzi ludzie, którzy swój skromny dobytek przywieźli wozami zaprzężonymi końmi. Przybyli do Pława jak pielgrzymi wioząc ze sobą duży krzyż i figurą Matki Boskiej. Wyznawali religię katolicką, stąd bardzo szybko włączeni zostali do parafii borowskiej. W księgach metrykalnych określano ich jako mieszkańców Nowego Pława. Z dokumentów tych wynika, że osadnicy mieli swojego kapelana ks. Michała Grünerta, który w 1814 r. zmarł w wieku 75 lat.
Po przydzieleniu działek (ok. 10 mórg dla jednej rodziny) osadnicy rozpoczęli budowę domów. Ręczne formowali cegłę z gliny, suszyli na słońcu i z niej stawiali domy zakończonym dwuspadowym dachem, pokrytym słomianą strzechą. Wszystkie domy miały jednakowe rozmiary i identyczne pomieszczenia, tj. trzy izby, kuchnię i komorę, z której było wyjście po schodach na strych, Wszystkie domy mieszkalne były zwrócone głównym wejściem na południe, a szczytem do drogi. Taki układ zabudowań przypominał swym wyglądem ulicę w mieście. Wzdłuż ulicy posadzono drzewa owocowe, przeważnie grusze. Płytkie rowy wyłożone kamieniami były zawsze wyczyszczone z zarośniętej trawy. Przed każdym domem od strony drogi była ławka, na której przesiadywali przeważnie starsi mieszkańcy wsi. Obok budynków mieszkalnych stawiano obory, a nieco dalej stodoły. Budynki inwentarskie wykonane były z drewna i pokryte strzechą. Tuż za budynkami gospodarczymi rozciągały sie pola uprawne w kształcie pasów. W środku wsi wybudowano kapliczkę, w której umieszczona przywieziony krzyż i figurkę. Nad kapliczką w przeźroczu zwieńczonym dwuspadowym dachem zawieszono dzwon. Pochodzi on z drugiej połowy XVII wieku, lecz nie wiadomo w jakich okolicznościach znalazł się w posiadaniu mieszkańców wsi.
Już od 1783 r. we wsi funkcjonowała szkoła, w której w latach 1816 – 1864 uczył Krzysztof Hahn. W 1864 r. w szkole tej uczyło się 86 dzieci, a uczniów szkoły niedzielnej było 32. Szkoła z krótkimi przerwami funkcjonowała przez 190 lat, bowiem w 1973 r. przeprowadzając reformę oświatową dokonano jej rozwiązania. Powstałą osadę nazwano Schoenanger co w tłumaczeniu na język polski oznacza „piękna niwa”. Wieś do polowy XIX wieku była częścią Pława. Według wojskowego spisu ludności z 1808 r. wioska liczyła 45 domów, w których mieszkało 228 osób. Pierwsze lata dla kolonistów były okresem zagospodarowania się. Zgodnie z zarządzeniami władz austriackich otrzymywali oni szereg przywilejów. Osadzono ich jako ludzi wolnych, a gospodarstwa otrzymywali w dziedziczne posiadanie. Zaopatrywani byli w inwentarz lub otrzymywali zasiłki pieniężne na jego zakup. Przez pierwsze 6 lat osadnicy zwolnieni byli od podatków.
Podobnie jak wioski polskie osadnicy mieli swojego wójta. Nie wiadomo kto był pierwszym wójtem. Pod koniec XIX wieku obowiązki wójta pełnił Kasper Wendeker. Jako wójt chodził w skład Komitetu Budowy kościoła parafialnego w Borowej. Jego podpisy zachowały się w protokołach tegoż komitetu. Obok wójta ważną funkcję pełnił rozkaźnik. Była to osoba wykonująca polecenia wójta. Do jego obowiązków należało zawiadomienie o zebraniach i przekazywanie wszelkich informacji dotyczących organizacji życia wiejskiego. Codziennie zobowiązany był w południe dzwonić przy kapliczce, a także wsi i składać życzenia, a w Nowy Rok obchodził wszystkie domy składając życzenia gospodarzom. Takim ostatnim rozkaźnikiem pełniącym tę funkcję od małego chłopca był Edward Wendeker, który zmarł sędziwym wieku podczas okupacji.
W życiu codziennym koloniści zachowywali niemiecki „Ordung” - porządek, którego Polacy starali się naśladować mówiąc „(...) bierzcie przykład od Niemców (...)”. Osadnicy wyróżniali się estetyką i zdyscyplinowaniem. Pracę w polu zaczynali o siódmej. Przerwę obwieszczał dzwon o godz. 12.00, a o 14.00 wracali do pracy. W sobotę po obiedzie gospodynie nie szły w pole, lecz zajmowały się porządkiem. Do ich podstawowych prac należało zamiatanie poboczy drogi i rowów przed swoją posesję. Podwórko było sprzątane bardzo dokładnie, a ścieżki wysypano żółtym piaskiem. Porządkowano również ogródki kwiatowe i warzywne.
W środku wsi przy bocznej drodze prowadzącej do pól uprawnych od strony Czermina do dziś stoi duży murowany budynek, którego właścicielem była rodzina Kreitów. W domu tym był sklep i duża sala służąca do urządzanie zabaw. Z okazji różnych uroczystości rodzinnych ucztowano w domu, a na tańce chodzono do domu Kreitów, gdzie przygrywała orkiestra. Co roku po zakończeniu prac polowych urządzono w budynku tzw. Korb – kiermasz. Zabawy trwały od dwóch do trzech dni. Był to zwyczaj obchodzenia święta plonów odpowiadający polskim dożynkom.
W celu ochrony swoich gospodarstw i zapewnienia bezpieczeństwa pożarowego, koloniści mieli zorganizowaną straż tzw. Feirmanów. Dbano o bezpieczeństwo wystawiając nocne warty, mimo to wieś dosięgły trzy duże pożary. W pierwszym pożarze spaliło się pół wsi, a w drugim ogień strawił pozostałą część zabudowy. W trzecim pożarze spaliła się środkowa część wsi. Z każdego pożaru ocalała kapliczka. Przyczynę pożarów upatrywano w podpalaniu, których mieli dokonać pracownicy najemni, zwani parobkami. Po pożarach budowano nowe domy, a dachy pokrywano dachówką.
W początkowym okresie koloniści nie utrzymywali bliższych kontaktów z rodzimą ludnością gdyż przeszkodą była barierą językową. Do bliższych kontaktów dochodziło między mieszkańcami niedalekich osad niemieckich. W następnych latach koloniści zaczęli ulegać procesowi polonizacji. Mieszkańcy Schoenengru wyznający tę samą religię i uczestniczący w nabożeństwach w borowskim kościele coraz bliżej poznawali język, kulturę i obyczaje Polaków. Już w drugiej połowie XIX w. koloniści zaczęli żenić się z Polkami i odwrotnie, wiele dziewcząt kolonistów wychodziło za mąż za Polaków. Mieszane małżeństwa były pierwszymi zalążkami spolszczenia osadników. Według danych za rok 1889 we wsi było 48 domów i 293 mieszkańców, z tego 201 Niemców i 92 Polaków. Z ogólnej liczby mieszkańców 268 osób było wyznania rzymsko – katolickiego, 24 izraelitów,  protestant. Z biegiem lat umacniał sie element polski i nastąpiło coraz silniejsze powiązanie obu narodowości. Coraz silniej oddziaływała obyczajowość, kultura, religia, także na początku lat 30-tych bieżącego wieku kolonia prawie zupełnie spolonizowała się.
Po 1933 roku wśród mieszkańców Schoenangru, zaczęli pojawiać się hitlerowscy emisariusze, którzy w kolonii czermińskiej Hohenbachu zorganizowali nacjonalistyczne organizacje niemieckie. Wybuch wojny spowodował, że spolonizowana ludność pochodzenia niemieckiego stanęła w obliczu trudnych decyzji. Trzeba było opowiedzieć się bądź za narodowością polską, bądź za niemiecką. Pewna część kolonistów opowiedziała się za Polską, a znikoma część, zwłaszcza utrzymująca kontakty z nacjonalistami z Hochenbachu, opowiedziała się stanowczo za ideologią hitlerowską, idąc całkowicie na usługi okupanta. Linia podziału w niektórych wypadkach przebiegała przez poszczególne rodziny.
Spośród mieszkańców Schoenangru wojna ujawniła wielu patriotów, którzy z tego powodu doznali wielu cierpień, prześladowań a także ponieśli męczeńską śmierć w obozie. W 1940 r. w rocznicę śmierci żołnierza WP Antoniego Słabosza, który zginął na terenie Pława w potyczce z Niemcami. Trzej młodzi mieszkańcy wioski złożyli na jego mogile wieniec z biało – czerwonymi szarfami. Czynu tego dokonali Stanisław Groele, Antoni Huber i Julian Malczyński, za co zostali aresztowani i wywiezieni do obozu Auschwitz – Burkenau, gdzie w 1941 r. ponieśli śmierć męczeńską. Józef Schwakopf nie podpisał volkslisty (niemieckiej listy narodowościowej)i dlatego odebrano mu małoletnie dzieci i oddano do rodzin niemieckich. Dwuletniego syna Zbigniewa oddano rodzinie Ryszarda Steubke, a czteroletnią córkę Marię przydzielono rodzinie Klimów. J.Schwakopf  odebrał dzieci dopiero po wojnie. W sierpniu 1944 r. odebrał córkę rodzinie Klimów, a syn powrócił do domu w styczniu 1947 r. za pośrednictwem PCK. Z tego samego powodu zabrano trzy córki Juliuszowi Hammerowi, które odzyskał dopiero po wyzwoleniu (patrz Korso nr 19 z 12.V.1994). Roman Gesing wraz z całą rodziną odmówił podpisania volkslisty za co był prześladowany i musiał się ukrywać (Korso nr 11 z 17.III.1994) a jego syn Roman, późniejszy wojewoda rzeszowski i minister był więźniem obozu w Oświęcimiu. Eugeniusz Kahl i Antoni Huber, oficerowie WP, ukrywali się przez całą okupację u swoich rodzin.
W 1944 r. nowi osadnicy, na wieść o zbliżającym się froncie wschodnim, pakowali swój dobytek na wozy i cichaczem w nocy opuszczali wioskę. Wraz z cofającymi się wojskami niemieckimi uciekali również ci, którzy podpisali volkslistę. Dostali się do Niemiec, Anglii, Kanady, Stanów Zjednoczonych. Do wsi powrócili ukrywający się mieszkańcy lecz na krótko, gdyż w sierpniu zatrzymał się front i wszyscy  zostali wysiedleni za Wisłokę. Dopiero w 1945 r. wrócili na stałe do swojej wsi.