65 rocznica bombardowania i wyzwolenia Borowej |
Napisał: Sczepan Komoński | ||||
czwartek, 06 sierpnia 2009 | ||||
Strona 1 z 2
Przed 65-ciu laty po pięciu latach okupacji Borowa i okoliczne wioski przeżywały tragiczne dni walk frontowych i radość z odzyskiwania niepodległości. Dnia 3 sierpnia pojawili się pierwsi żołnierze Armii Czerwonej, a 5 sierpnia czołowe oddziały 23 i 26 gwardyjskich pułków desantowych przekroczyły Wisłokę. Z marszu sforsował rzekę także rozpoznawczy szwadron kawalerii
Szmatowa, który na północ od wsi Brzyście rozpędził pododdział
niemieckiej piechoty i wdarł się do Borowej.
Przeprawa przez wezbrane wody Wisłoki była trudna, jednak dywizja parła naprzód. 23 i 26 gwardyjskie pułki powietrzno-desantowe znalazły się wieczorem 5 sierpnia w rejonie Gliny Wielkie - Borowa. Wojska zamaskowały swój sprzęt w ogrodzie hrabiego Romera. Wśród mieszkańców chodziły pogłoski,że wojska radzieckie w budynkach dworskich zmagazynowały wiele amunicji. W dworze miał siedzibę sztab Armii Krajowej. W niedzielę 6 sierpnia już od rana potajemnie rozchodziła się wiadomość - „uciekać, bo Borowa będzie bombardowana”. Ludność opuszczała swoje domy udając się w kierunku Ujścia. Między godziną 12 a 13 nad wioską pojawiły się niemieckie samoloty. Bombardowały przede wszystkim obszar dworski od strony Wisłoki, zabudowania na Piasku oraz rynek. Całkowicie została zniszczona i spalona większość budynków. Informator, który nadawał z borowskiego cmentarza kierował samoloty na pierwszy budynek od strony Wisłoki, kryty blachą, w którym znajdował się skład amunicji. Stało się jednak inaczej, zniszczono budynki mieszkalne kryte blachą, a budynek z amunicji pozostał. Stefania Wyszałek nauczycielka z borowskiej szkoły tak wspomina dzień bombardowania:
„Upał był nie do zniesienia. Przybyłyśmy do domu zmęczone i zgrzane. U brata było kilkoro ludzi w dość dobrych, lecz trochę sztucznych humorach. Wszędzie panowała dziwna cisza. Na rynku zauważyłam tylko kilkoro ludzi skupionych koło żołnierza, coś targujących. Reszta jakby wymarła (zapewne byli w piwnicach i schronach). Posiliłyśmy się z bratanicą, a co najważniejsze ugasiłyśmy straszne pragnienie, gawędząc z kilkoma osobami, o tym, że może niepotrzebne są obawy i wyjazd z Borowej, gdy wtem jak gdyby piorun w nas uderzył. O uszy nasze odbiły się straszne detonacje i niesamowity huk. Momentalnie rozproszyliśmy się po domu, z rękami przy uszach każdy szukał jakiegoś schronienia. Niepodobieństwem było się porozumieć. Silny prąd powietrza przesyconego jakimś żółtym pyłem wypchnął szyby i zmiótł ze stołu naczynie umyte po obiedzie. Dom napełnił się żółtą kurzawą. Trzymałam kurczowo moją bratanicę za rękę. Wśród strasznego chaosu słyszę głos brata – do piwnicy, do piwnicy. Momentalnie pociągnęłam za sobą dziewczynkę, przeskoczyłyśmy przez potłuczone szkła i wyskoczyłyśmy do piwnicy. Tu byli już wszyscy. Huki nie ustawały, dom trząsł się, a w pewnym momencie zdawało się, że runął, na ustach wszystkich były tylko słowa modlitwy: Jezus, Mario ratuj. Nie pamiętam jak długo trwało to piekło. Wiem tylko,że była to chwila strasznej grozy i czułam w niej przedsmak śmierci. Gdy uciszyło się byliśmy wszyscy bladzi i jakby zestarzali". Podczas bombardowania spaliło się 14 domów z zabudowaniami.
Po południu kilkanaście czołgów, w tym tygrys ukrywając się w zaroślach zbliżyły się od strony Czermina do Borowej. Pomimo że czołgi te były ostrzeliwane z armat to jednak około godziny 17-tej dotarły do potoku Łukawiec. Rozdzieliwszy się na dwie grupy, jedna ruszyła na wschód, a druga w kierunku Łysakowa i Gizowej. Tu na polach Gizowej, niedaleko Borowej rozegrała się bitwa, którą szczegółowo opisuje Witold Szymczyk w książce „Zwycięskie Lato". Warto nadmienić fragment opisujący śmierć rosyjskiego generała na polach borowskich:
„Dwie baterie dział przeciwpancernych dywizjonu majora Gomozkowa stanęły na drodze wroga, kryjącego swe wozy za mendlami zboża. Niemcy działali ostrożnie, czekali na swoje samoloty. Wkrótce pojawiły się i zaatakowały stanowisko 9 dywizji. Dopiero wtedy czołgi ruszyły naprzód. Celny strzał radzieckiego działa i jedna z niemieckich maszyn stanęła w ogniu owijając się szybko gęstym kłębem dymu. Właśnie pod osłoną tego dymu zbliżył się do zniszczonego czołgu tygrys i trzema pociskami rozbił czwarte działo pierwszej baterii. Granaty krzyżowały się w powietrzu. Huk strzałów, wybuchy pocisków i ryk czołgowych silników zagłuszały wszystko. Po pewnym czasie zapłonął kolejny niemiecki czołg, ale dwa tygrysy zniszczyły dwa dalsze działa radzieckie. W baterii zostało jedno działo, w dodatku jego obsługa została zdekompletowana odłamkami hitlerowskich pocisków. Major Gomozkow i oficer sztabu dywizji zajęli miejsca poległych. W nierównym pojedynku trafili jeszcze jeden czołg średni. Pozostałe zawróciły, ale skierowały się w stronę zagajnika, z którego generał Piczugin właśnie przenosił swoje stanowisko dowodzenia. Czołgi otworzyły ogień. Sztabowcy usiłowali schronić się w pośpiesznie wyrytych płytkich okopach, ale była to wątpliwa osłona przed nieprzyjacielem, który zauważył ruch i strzelał tam coraz gęściej. Jeden z pocisków rozerwał się tuż przy okopie, w którym znajdował się dowódca dywizji. Trafiony odłamkiem generał major Piczugin zginął na miejscu."
Tamtej niedzieli 6 sierpnia 1944 roku 9 gwardyjna dywizja powietrzno–desantowa zniszczyła 7 czołgów niemieckich i położyła trupem wielu żołnierzy nieprzyjaciela. Powstrzymawszy kontrataki przeciwnika gwardziści osiągnęli brzeg rzeki Breń. Spośród osób cywilnych zginęła Maria Strugała lat 16 rażona odłamkami pocisków czołgowych. W poniedziałek 7 sierpnia Niemcy ograniczyli się tylko do silnego ostrzału artyleryjskiego i lotniczego rozpoznania terenu. Działania wojenne zakończyły się i Borowa wraz z okolicznymi wioskami była wolna. Ludność zaczęła wracać do wsi organizować życie od nowa. Długo jednak nie trwała radość z wyzwolenia, gdyż trzy tygodnie później wydano zarządzenie o wysiedleniu za Wisłokę. Borowa i okoliczne wsie objęte zostały pasem frontowym. |
dalej » |
---|